Post

Stosowanie prawa do bycia zapomnianym w Hiszpanii

Hiszpania jest interesującym krajem, jeśli chodzi o tak zwane "prawo do bycia zapomnianym" (RTBF). Wszak słynny wyrok TSUE uznający to prawo w odniesieniu do wyszukiwarek powstał na skutek wniosku o wydanie orzeczenia w trybie prejudycjalnym złożonego przez sąd hiszpański (Audiencia Nacional, AN) w następstwie postępowania wszczętego przed hiszpańskim organem ochrony danych (DPA) przez obywatela Barcelony, Mario Costeję Gonzáleza. Podobnie rozumowanie, które ostatecznie zostało przyjęte przez TSUE - choć o nieco innym zasięgu - było konstrukcją przedstawioną przez hiszpański DPA.

Teraz, gdy minęły już trzy lata od wydania orzeczenia, Google informuje, że otrzymał wnioski o usunięcie z wykazu ponad 170 000 adresów URL osób związanych z Hiszpanią, co czyni ją czwartym krajem UE pod względem liczby wniosków. Około 38% adresów URL - spośród wszystkich tych, które zostały już w pełni przetworzone - zostało usuniętych z listy przez Google.

Co ciekawe, w Hiszpanii wydano sporo decyzji, zarówno przez organ ochrony danych, jak i przez sądy. DPA wydał ponad pięćset decyzji. Zazwyczaj wynikają one z petycji osób, których wnioski o usunięcie zostały odrzucone przez Google lub inne wyszukiwarki. Niektóre z tych decyzji zostały następnie zaskarżone do AN, który wydał blisko osiemdziesiąt orzeczeń. Ponadto kilka spraw wniesionych bezpośrednio do sądów cywilnych również dotyczyło prawa do bycia zapomnianym.

Niektóre z najbardziej interesujących elementów sposobu, w jaki prawo to jest wdrażane w Hiszpanii, można podsumować w następujący sposób:

- Pozycja hiszpańskiej filii. Większość spraw zawisłych przed Sądem Pierwszej Instancji w momencie przekazania sprawy do TSUE dotyczyła hiszpańskiej spółki zależnej Google Inc (Google Spain, SL). W dramatycznym ruchu, około sześćdziesiąt AN wyroki zostały odwrócone i unieważnione przez Izbę Administracyjną Sądu Najwyższego na podstawie tego, że Google Hiszpania SL nie ma pozycji do pozwu, jak rzeczywisty kontroler jest tylko amerykańska firma. Niestety, Sąd Najwyższy nie zajął się podstawowymi meritum spraw, a zatem wartość kryteriów materialnych przedstawionych przez AN we wszystkich tych orzeczeniach pozostaje niepewna. Co bardziej znamienne, inna izba Sądu Najwyższego - cywilna - nie zgadza się z Izbą Administracyjną i uznaje, że hiszpańska spółka zależna ma legitymację procesową.

- Geo-blocking. Hiszpański organ ochrony danych uważa, że usunięcie z europejskich domen Google nie jest wystarczające, aby w pełni zastosować się do wyroku TSUE, ponieważ każdy użytkownik znajdujący się w Hiszpanii mógłby z łatwością skorzystać z wersji Google.com w celu znalezienia usuniętego linku. Wydaje się jednak, że organ ochrony danych zgadza się, że wystarczające byłoby geoblokowanie, czyli zablokowanie dostępu do linku w dowolnej domenie, gdy wyszukiwanie jest przeprowadzane przez osobę z komputera znajdującego się w Hiszpanii.

- Komunikat wydawcy. Czy po podjęciu przez wyszukiwarkę decyzji o usunięciu linku do treści, Google może poinformować wydawcę o usunięciu linku - co jest praktykowane w przypadku, gdy webmaster zarejestrował się w narzędziu zwanym "Search Console"? Hiszpański organ ochrony danych osobowych stwierdził, że nie może i ukarał Google za taką komunikację, uznając, że narusza ona obowiązek zachowania tajemnicy określony w ustawie o ochronie danych osobowych. Decyzja ta jest przedmiotem odwołania.

- Osoby fizyczne niemające żadnych związków z UE. Osoby, których dane dotyczą, wnioskujące o usunięcie adresów URL, muszą mieć jakiś związek z krajami UE. W kilku decyzjach organ ochrony danych odrzucił wnioski osób, których dane dotyczą, zamieszkałych w krajach Ameryki Łacińskiej, stwierdzając, że osoby te nie mają znaczącego związku z terytorium UE.

- Czy hosty są również kontrolerami? Sprawa Costeja odnosiła się do wyszukiwarek i stwierdzała, że są one administratorami danych osobowych, które pojawiają się w wynikach wyszukiwania i w treści, do której odsyłają. Czy taki sam wniosek można wyciągnąć w odniesieniu do podmiotów świadczących usługi hostingowe, choć znajdują się one zapewne w zupełnie innej sytuacji? DPA - kierując się kryteriami AN - uważa, że platforma hostingowa, taka jak Blogger, nie jest administratorem danych. Uznaje jednak YouTube'a za administratora danych, choć utrzymuje, że może on polegać na "bezpiecznej przystani" w zakresie hostingu, przewidzianej w dyrektywie o handlu elektronicznym. W tym duchu organ ochrony danych stwierdza, że chociaż YouTube nie ponosi odpowiedzialności za kwestionowane treści, musi je usunąć, gdy zostanie powiadomiony o ich nielegalnym charakterze przez właściwy organ, taki jak sam organ ochrony danych.

- Odszkodowania za zaniechanie wycofania z obrotu. W procesie cywilnym, rozstrzygniętym ostatecznie przez Sąd Najwyższy, Google została zobowiązana do zapłaty odszkodowania na rzecz powoda za nieusunięcie linku do opublikowanego w Dzienniku Ustaw zawiadomienia o ułaskawieniu, w którym ujawniono dawne przestępstwo popełnione przez osobę, której dane dotyczą.

- Odmowa dalszego wydalenia M. Costeji. Słynny prawnik zażądał usunięcia z wykazu krytykującego go wpisu na blogu. DPA odmówił, zauważając, że fakty w sprawie Costeja stały się obecnie przedmiotem zainteresowania opinii publicznej - a ponadto udzielił on wielu wywiadów w mediach, umożliwiając tym samym publiczną dyskusję na temat sprawy.

- Ciężar dowodu w zakresie dokładności danych. W przypadku zakwestionowania dokładności danych decyzje organów ochrony danych nie są w pełni spójne co do tego, czy to osoba, której dane dotyczą, musi udowodnić nieścisłość, czy też to wyszukiwarka musi udowodnić dokładność, aby móc odrzucić wniosek o skreślenie z wykazu.

- Protokoły wykluczające. Sąd Najwyższy orzekł, że o ile osoba fizyczna nie ma prawa wypierać treści z historycznego archiwum gazety, o tyle wydawca musi wdrożyć protokoły wykluczające, takie jak robots.txt czy metatagi, aby treści te nie były indeksowane przez wyszukiwarki. Niedopełnienie tego obowiązku jest równoznaczne z nielegalnym przetwarzaniem danych przez wydawcę.

- Wewnętrzne narzędzia wyszukiwania na stronach internetowych. Podczas gdy osoba, której dane dotyczą, może uzyskać usunięcie linków z wyszukiwarek, wnioski o usunięcie linków również z wewnętrznych narzędzi wyszukiwania strony internetowej - takiej jak strona gazety - są odrzucane, ponieważ naruszałoby to swobodę wypowiedzi.

Podsumowując, mimo że wnioski o RTBF są rozpatrywane indywidualnie, w większości przypadków zarówno organy ochrony danych, jak i sądy nie oferują wystarczającego uzasadnienia, dlaczego dany przypadek zasługuje na skreślenie z wykazu, poza najbardziej oczywistą sytuacją, w której zaangażowane są osoby publiczne, a zatem do osiągnięcia pewności prawnej jest jeszcze daleko.

Miquel Peguera, profesor nadzwyczajny prawa na Universitat Oberta de Catalunya (UOC) (Barcelona, Hiszpania). Affiliate Scholar, Stanford Center for Internet & Society. Doktor nauk prawnych, Uniwersytet w Barcelonie (2006), rozprawa na temat odpowiedzialności pośredników internetowych. Visiting Scholar na Uniwersytecie Columbia School of Law (2007-08). Jego badania koncentrują się na odpowiedzialności pośredników, prawach autorskich, znakach towarowych i prywatności. Jest współredaktorem czasopisma Journal of Intellectual Property, Information Technology and E-Commerce Law (jipitec.eu). Wykaz publikacji można znaleźć na stronie http://ispliability.wordpress.com/about/.

Przeczytaj inne materiały z tej e-Konferencji na temat Prawa do bycia zapomnianym w Europie i poza nią

Share:TwitterE-mailFacebookPrintLinkedInPocketWordPress:Lubię przesyłać...